Artykuły

Suchość, co staje w gardle

W "Królowej piękności z Leenane" Mirosława Dubrawska odrzuca wszystkie maski. Każe nam zmierzyć się z aktorstwem okrutnym i bezwzględnym

Bez niej spektakl przygotowany w warszawskim Teatrze Drama­tycznym przez Roberta Glińskiego byłby jeszcze jednym przyzwoitym przedsta­wieniem, ale zapominałoby się o nim niedługo po powrocie do domu. Rola Mirosławy Dubrawskiej przenosi jednak spektakl w zupełnie inne rejony. Tu jest już tylko to, co nieusuwalne. Twarz peł­na nienawiści i nadziei, lęk przed każ­dym następnym porankiem. Suchość starości, co staje w gardle jak wiór.

Stara Mag każdy dzień zaczyna od owsianki. Potem jest bulion - koniecz­nie bez grud, w międzyczasie dobrze osłodzona herbata. Wszystko to bez sło­wa sprzeciwu ma przygotowywać Maureen (Jadwiga Jankowska-Cieślak). Więc robi to, a rosół powoli nabie­ra słonego smaku łez. Stara Mag właściwie nie rusza się ze swojego fotela ustawionego tuż przy sto­le. Stamtąd bezbarwnym, choć pełnym pretensji do wszystkich głosem wydaje swe rozkazy, niewidzącym przezroczys­tym wzrokiem patrzy w telewizor, bo nieustannie czeka na wiadomości. Stara Mag w swoim fotelu to jest jedyna sta­łość w tym chorobliwie pustym, zatęch­łym od wiecznego smrodu pokoju. Ten pokój w teatrze jest całym światem. Mag jest zawsze jak gorycz i żal, dlatego kiedy w ostatniej scenie jej zabraknie, pustka świata, który teraz na dobre wypadł z ram, stanie się jeszcze bardziej dojmu­jąca. Wtedy okaże się, że bez niej nic już nie zostało do powiedzenia.

Co jest w Mag Mirosławy Dubraw­skiej? Szklane oczy, w których nienawiść miesza się z niepewnością i strachem. Kiedyś potrafiły patrzeć z miłością, ale to było bardzo dawno temu. Twarz o dziw­nym, nieokreślonym kształcie, jakby ktoś naciągnął na nią za dużo skóry. Niełatwo na nią patrzeć. Siwe, szarawe przerzedzone włosy. Kiedy się czesze, metodycz­nie jeżdżąc szczotką tam i z powrotem, można próbować je policzyć. Dubraw­ska wystawia widzów na straszną próbę. Najłatwiej byłoby odwrócić wzrok, ale to byłoby nieuczciwe. Trzeba do końca wytrzymać jej spojrzenie.

"Królowa piękności z Leenane" irlandzkiego autora Martina McDonagha (polskie teatry z powodzeniem grały wiele jego sztuk - m.in. "Kalekę z Inishmaan" i "Samotny Zachód") wykorzys­tuje stary motyw matki i córki żyjących między nienawiścią a resztkami miłości. Niewiele do tego- schematu dodaje - może jeszcze większe okrucieństwo, wyraźniej zarysowany konflikt. Tym więcej zależy od aktorów. Polski teatr z uporem lekceważy aktorki klasy Mirosławy Dubrawskiej i Jadwigi Jankowskiej-Cieślak, choć właś­nie one i niewiele innych potrafią usta­wić widzów wobec ostateczności. Kiedy dotknie się aktorstwa, takiego jak Dub­rawskiej w warszawskim spektaklu, nie da się potem udawać, że wszystko inne też jest w porządku.

Jadwiga Jankowska-Cieślak każe swej bohaterce poznać wszystkie odcie­nie nienawiści, a jednak gdzieś pod spo­dem, w oczach, została jeszcze miłość do matki. Może nie do końca uświa­domiona, może niechciana, może ist­niejąca zamiast innych uczuć, obok łap­czywego pragnienia dotyku, ciepła, kontaktu. Aktorka prowadzi swą rolę jednak dość jednostajnie, czasem wydaje się, że mogła wydobyć z niej więcej barw. Ale to do niej należy finał. Maureen zostaje sama. Bez ruchu zastyga na fotelu przy stole. Patrzy w jeden punkt, a to spojrzenie znaczy wię­cej niż wszystkie słowa wcześniej. Nie pozostało już nic, a na przyszłość będzie tylko samotność. Mały teatr, co każe patrzeć w twarz śmierci. Kiedy Mag Dubrawskiej umie­ra, wątłe ciało kobiety przewiesza się przez poręcz jej fotela. Siwe włosy roz­rzucone we wszystkie strony. Suchość starości i śmierci nie pozwala oddychać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji